Anemony

Anemony

Fragment tekstu:
I
Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, miała zaledwie osiemnaście lat. Pracowałem w teatrze jako muzyk. Ona była kelnerką w jakimś barze. Uciekła z domu. Tak mi powiedziano. Nie wnikałem, czemu nikogo to nie zainteresowało. Usiłowała zostać tancerką. I starała się to zrealizować. Ja miałem jej w tym dopom c. Tak to sobie wymyśliła.- Teodor Teodor - powtarzała w dziwnym skupieniu, kiedy przedstawiono nas sobie.Jakby nie mogła zapamiętać mojego imienia.- Natasza - podała mi w końcu rękę.To mnie drażniło i intrygowało jednocześnie. Takie niepokojąco ambiwalentne uczucia w stosunku do niej miały mi towarzyszyć już zawsze. Przez całe nasze wsp lne wędrowanie. Dokąd i po co zupełnie tego nie wiedziałem. Nie chciałem się zastanawiać. Nad niczym. To był m j wielki błąd.W ten spos b zostałem jej akompaniatorem. Byłem starszy od niej zaledwie parę lat, ale nieprzyjemne wrażenie, że jestem dla niej za stary, okazało się zaskakująco prawdziwe i trafne. Cały byłem stary i zmęczony. Myśleniem, czuciem, reagowaniem. Zmuszaniem się do emocji. Przy niej, właściwie nademocjonalnej, czułem się pusty w środku. Wyprany. Może od zawsze byłem taki, tylko dopiero wtedy uświadomiłem to sobie. To wprawiało mnie w złość. I w zakłopotanie. Wpędziło w nagłe, nieprzewidziane kompleksy. Choć nie był to pow d naszego rozstania. W każdym razie nie jedyny. Przez cały czas zastanawiam się teraz, dlaczego do tego doszło. Czy tylko tak mogła się skończyć nasza historia. Moja i Nataszy. Z pewnością jednak - nie była to historia miłosna.Po tym pierwszym przedstawieniu nas sobie, spotkałem się z Nataszą parę razy. Nie wiem dlaczego. Miała w sobie coś, co przyciągało mnie do niej. Samotność. Większą niż moja. Cały czas nosiła ją w sobie. Miała to wypisane na twarzy. Nie była ładna tą tuzinkową, łatwą do określenia urodą. Niezwykłe były - jej włosy i spos b poruszania się. Kt re przykuwały uwagę natychmiast, gdy tylko i gdziekolwiek się pojawiła. I nawet nie włosy - o szczeg lnym kolorze i połysku - nie do określenia, i nie do podrobienia Ale - płynność jej ciała Niekt rzy uważali ją za piękność. Inni przeciwnie. Jak ja. Jej trudna do sprecyzowania w jakichkolwiek kategoriach uroda właściwie odpychała mnie. Skłaniała raczej do uznania ją za, co najwyżej, inną niż wszystkie dziewczyny, jakie spotyka się na ulicy czy okładkach. Gdyż niewątpliwie trudno było przejść obok niej obojętnie. Bo ona szła tańcząc. Miała wrodzony dar lekkiego kroku. To rzucało się w oczy. Z nas dwojga, na nią pierwszą zwracano uwagę. Przyznam, że byłem o to zazdrosny. Jednak tę zazdrość od samego początku ukryłem w sobie bardzo głęboko. Może spotykałem się z Nataszą, żeby ją upokorzyć? Pokazać, że wcale nie jest taka fantastyczna, jak niekt rzy uważają? To bardzo prawdopodobna hipoteza. Z pewnością jednak była to tylko część prawdy.Żegnała się ze mną zawsze, jakby to było nasze ostatnie spotkanie. Przyznam, że podtrzymywałem w niej bezlitosne przekonanie o takiej możliwości. Często przyłapywałem się na tym, że to delikatnie zarysowane okrucieństwo w stosunku do jej osoby bawiło mnie. Czym dla Nataszy była ta nieustająca niepewność, nie interesowało mnie zupełnie. Jednocześnie ta subtelna gra wywoływała we mnie nieznane dotąd pokłady czułości. Nie, z pewnością nie zamierzałem jej skrzywdzić. Przeciwnie. Stopniowo przełamywała m j op r swoją łagodnością. Oswajała mnie i m j lęk przed nią. Tą swoją nieprawdopodobną samotnością, kt rej przyczyn nie usiłowałem dociekać. Tak jak ja sam nie życzyłem sobie, żeby ona wypytywała mnie o cokolwiek.Odchodziła zawsze z wysiłkiem. Jakby każdy krok sprawiał jej przykrość i trudność. Nie mogłem pojąć, co tak bezgranicznie zatrzymuje ją przy mnie.Kiedy wsiadała do tramwaju twarz jej powoli zaczynała się kurczyć.Miałem nieprzyjemne wrażenie, że zniknie, nim tramwaj ruszy, chciałem biec, zatrzymać, nie ją, lecz ten intensywny proces starzenia.To było jak zły sen, stawała się taka drobna, niezauważalna, zagubiona w kosmicznej siatce twarzy skupionych za drzwiami tramwaju, nie mogłem temu zapobiec, nie umiałem jej pom c.Tak intensywne d

idź do sklepu
Anemony (oprawa twarda)

Anemony (oprawa twarda)

Fragment tekstu: I Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, miała zaledwie osiemnaście lat. Pracowałem w teatrze jako muzyk. Ona była kelnerką w jakimś barze. Uciekła z domu. Tak mi powiedziano. Nie wnikałem, czemu nikogo to nie zainteresowało. Usiłowała zostać tancerką. I starała się to zrealizować. Ja miałem jej w tym dopom c. Tak to sobie wymyśliła.- Teodor Teodor - powtarzała w dziwnym skupieniu, kiedy przedstawiono nas sobie.Jakby nie mogła zapamiętać mojego imienia.- Natasza - podała mi w końcu rękę

idź do sklepu